Wydarzenia, o których mówi pani Beata to lokalna afera, która miała miejsce w sierpniu.
Mężczyzna, który zajmuje się pośrednictwem pracy, przywiózł do powiatu kłobuckiego kilkudziesięcioosobową grupę obywateli Ukrainy. Zostali oni ulokowani na posesji w jednej z miejscowości w gminie Popów, a w trakcie obowiązkowej kwarantanny zaczęli wykazywać objawy zakażenia koronawirusem. Pośrednik wywiózł więc zakażonych do niewielkiej wsi Chałków, znajdującej się w sąsiedniej gminie Lipie, z obawy przed wybuchem kolejnego ogniska COVID-19. Odizolowanym osobom nie stworzył jednak odpowiednich warunków bytowych, ani nie poinformował o swoich działaniach sanepidu. Sprawą zajmuje się policja.
Pani Beata z lokalnego sklepu informuje, że choć wie, kim jest organizator procederu, to nie widywała go zbyt często. – Ja wiem, kto to jest. Tutaj wszyscy się znają. Ale ja go raczej nie widuję w sklepie – mówi.
Ekspedientka podaje, że głośną sprawę przyćmiło inne wydarzenie. – Teraz ognisko pandemii wybuchło w lokalnej firmie, gdzie pracuje mnóstwo ludzi. Wszyscy ze strefy żółtej albo z czerwonej – relacjonuje.