Koronawirus dla wielu z nas rysował się na początku jako nierealne zagrożenie. Chiny, gdzie wszystko się zaczęło, wydawały się być tak odległe, że rozważania na temat tego, czy ten wirus dojdzie do Polski, zakrawały o wizje rodem z science-fiction. Potem jednak przyszły pierwsze doniesienia o koronawirusie w Europie, by na początku marca problem realnie dotknął i nas w Polsce.
Piszę te słowa w siódmym tygodniu izolacji. Z dnia na dzień, jak wielu z nas, zostałam odcięta od dotychczasowego życia, które było poukładane i w którym to ja rozdawałam karty. Po paru dniach nowego stanu żartowałam, że podczas tego przymusowego siedzenia w domu najbardziej brakuje mi możliwości odmówienia znajomym wyjścia do knajpy czy na imprezę. Bycia w domu z chęci, nie z przymusu.
Dziś, po tych tygodniach wiem, że najbardziej brakuje mi kontaktu z żywym człowiekiem. Rozmowy przez różne komunikatory, także w formie wideo, to nie to samo, co spotkanie face to face. Brakuje mi koncertów, spotkań z przyjaciółmi, pójścia na kolację do ulubionej restauracji lub po prostu na długi spacer pozbawiony lęku. Brakuje mi dni, w których nie żyłam równolegle z ciągłym strachem o moich najbliższych. I wreszcie brakuje mi – jak wielu nam – terminu, kiedy to wszystko się skończy.
Ale coraz mniej brakuje mi… pędu. I zastanawiam się, czy koronawirus nie przyczyni się do tego, że będziemy musieli nauczyć się żyć inaczej. Spokojniej? Być może. Ciesząc się drobnymi rzeczami? Zauważając plusy w zwykłym spacerze, nawet w deszczu? Na pewno.
Najważniejsze, czego nauczyłam się w tych dziwnych, ale ciekawych czasach, to to, że strach nie jest niczym złym, a bać się to nie wstyd. Z dnia na dzień testujemy siebie i mam nadzieję z dnia na dzień będziemy otrzymywać coraz lepsze oceny z życia w nowej rzeczywistości.
Przeczytałam ostatnio zdanie, w którym napisano, że czas izolacji koronawirusowej dzieli się na bardzo produktywne momenty oraz na takie, w których po prostu leżymy i patrzymy się w sufit. Nie ma nic po środku. Nie oskarżajmy więc siebie o to, że źle wykorzystujemy ten czas. Po prostu bądźmy dla innych i dla siebie dobrzy. To najlepsza recepta na nadchodzący moment.