W niewielkim powiecie kłobuckim, sąsiadującym z będącym w czerwonej strefie powiatem pajęczańskim, przybywa nowych zakażeń koronawirusem. Taka sytuacja, jak wynika z relacji mieszkańców, nikogo jednak nie przeraża i nie powoduje wybuchu paniki. Bierność ta, według wirusologa może zaszkodzić. Już nie boimy się pandemii i wychodzimy z założenia, że sąsiad nas nie zarazi?
W piątek, 4 września wiceminister zdrowia Waldemar Kraska przedstawił zaktualizowaną listę powiatów z najwyższym przyrostem zakażeń koronawirusem, które spełniają kryteria czerwonych i żółtych stref. W miejscowości znajdującej się na styku dwóch z nich – powiatu pajęczańskiego, znajdującego się w strefie czerwonej i kłobuckiego, będącego w strefie żółtej, mieszka i pracuje pani Beata. Prowadzi sklep i jak przyznaje – to, że w okolicznych wsiach jest mnóstwo zakażonych, nie wywołuje specjalnego poruszenia wśród mieszkańców.
– Na początku pandemii większość osób stosowała się do zaleceń, nosili maseczki, rękawiczki, dezynfekowali ręce. Z biegiem czasu ludzie coraz bardziej zapominają o pandemii – przyznaje.
Do sklepu pani Beaty przyjeżdżają zarówno mieszkańcy żółtej, jak i czerwonej strefy. Jak mówi ekspedientka – po klientach nie widać, żeby się tym przejmowali. – Wprowadzenie stref nic nie zmieniło. Często muszę upominać o konieczności noszenia maseczki. Rękawiczki i dezynfekcja całkowicie poszły w odstawkę. Ludzie traktują to, jak coś przymusowego, przeszkadzającego – przyznaje ekspedientka.
Pani Beata potwierdza, że mieszkańcy coraz mniej rozmawiają o koronawirusie, nawet w kontekście ostatnich wydarzeń. – W sklepie rozmawia się o tym samym, co zwykle – co tam w gminie, kto ślub bierze, komu się dziecko urodziło. Jeśli pojawia się temat koronawirusa, to bardziej w kontekście tego, że przeszkadza w organizacji imprez – mówi.
Temat tych zakażonych Ukraińców był i jest poruszany. Niby każdy jest oburzony, ale jednocześnie nikt nie jest zdziwiony. Duże skupisko ludzi mieszkało na bardzo małym metrażu, wystarczyło, że jeden z nich się zaraził i było pewne, że zarazi resztę – relacjonuje.
Wydarzenia, o których mówi pani Beata to lokalna afera, która miała miejsce w sierpniu.
Mężczyzna, który zajmuje się pośrednictwem pracy, przywiózł do powiatu kłobuckiego kilkudziesięcioosobową grupę obywateli Ukrainy. Zostali oni ulokowani na posesji w jednej z miejscowości w gminie Popów, a w trakcie obowiązkowej kwarantanny zaczęli wykazywać objawy zakażenia koronawirusem. Pośrednik wywiózł więc zakażonych do niewielkiej wsi Chałków, znajdującej się w sąsiedniej gminie Lipie, z obawy przed wybuchem kolejnego ogniska COVID-19. Odizolowanym osobom nie stworzył jednak odpowiednich warunków bytowych, ani nie poinformował o swoich działaniach sanepidu. Sprawą zajmuje się policja.
Pani Beata z lokalnego sklepu informuje, że choć wie, kim jest organizator procederu, to nie widywała go zbyt często. – Ja wiem, kto to jest. Tutaj wszyscy się znają. Ale ja go raczej nie widuję w sklepie.
Emilia