„Epidemia już dawno wymknęła się spod kontroli. A oficjalnie publikowane dane są niepełne”. Prof. Gańczak punktuje błędy popełnione w walce z COVID w Polsce
Od kilku dni dobowe przyrosty zakażeń utrzymują się na stabilnym poziomie. Ministerstwo Zdrowia mówi o tym, że najgorsze za nami. Jednak eksperci studzą nadmierny optymizm. Jak ostrzega epidemiolog prof. Maria Gańczak, powołując się na prognozy opracowane w Stanach, skutkiem zbyt chaotycznych i pospiesznych działań może być nawet 900 zgonów dziennie w połowie stycznia.
Łagodzenie obostrzeń może spowodować, że w styczniu będzie po 900 zgonów dziennie
W środę 18 listopada przybyło 19 883 zakażonych koronawirusem SARS-CoV-2. Po gwałtownych wzrostach liczby zakażeń, od kilku dni dane pokazują pewną stabilizację.
Niepokój budzi jednak rekordowo wysoka liczba zgonów. Tylko w ciągu ostatniej doby zmarły 603 osoby zakażone koronawirusem, w tym 491 z powodu współistnienia COVID-19 z innych chorobami.
Poprosiliśmy o komentarz dotyczący możliwych scenariuszy rozwoju epidemii w Polsce prof. Marię Gańczak, epidemiologa, kierowniczkę Katedry Chorób Zakaźnych Collegium Medicum Uniwersytetu Zielonogórskiego. Ekspertka przyznaje, że prognozy są trudne, bo oficjalnie publikowane dane są niepełne.
– Wydaje się, że krzywa epidemiczna jest obecnie na etapie wypłaszczenia. Można prognozować, że potrwa to jeszcze kilka-kilkanaście dni, potem prawdopodobnie liczba zakażeń zacznie spadać. Takie są prognozy na najbliższe tygodnie – tłumaczy epidemiolog.
Szerszego spojrzenia na możliwy rozwój epidemii w Polsce dostarczył The Institute for Health Metrics and Evaluation w Seattle, jeden z najlepszych ośrodków na świecie, jeśli chodzi o modelowanie matematyczne, który przewiduje, jak będą wyglądały prognozy epidemiologiczne dla wszystkich krajów. Powstała też prognoza dla Polski.
– Oni przygotowali trzy modele w oparciu o dane, które im przesłaliśmy: przy stanie obecnym, przy łagodzeniu obostrzeń i przy powszechnym, sięgającym 95 proc. społeczeństwa, stosowaniu masek. Jeśli będą utrzymane takie obostrzenia jak dotychczas, wówczas liczba zakażeń stopniowo będzie ulegać obniżeniu. Prognozuje się, że na początku grudnia dziennie zakażać będzie się około 50-60 tysięcy Polaków, około jedna piąta tych zakażeń będzie raportowana. Będzie też mniej zgonów. Natomiast każde luzowanie obostrzeń odbije się w sposób drastyczny na sytuacji epidemiologicznej, szczególnie na liczbie zgonów. Jeśli będzie ono szybkie i obejmie wiele sektorów, wówczas możemy prognozować nawet 900 zgonów dziennie w połowie stycznia – wyjaśnia prof. Maria Gańczak, epidemiolog, specjalista chorób zakaźnych.
– Chciałabym wyraźnie podkreślić, że mówię tu o sytuacji epidemiologicznej, a nie o danych raportowanych w Polsce – dodaje ekspertka.
„Liczba raportowanych zakażeń jest wierzchołkiem góry lodowej w stosunku do rzeczywistej liczby zakażonych”
Zbyt mała liczba wykonywanych testów, niejasne zasady raportowania w odniesieniu do testów wykonywanych komercyjnie, pomijanie w testowaniu ogromnej rzeszy osób bezobjawowych, brak strategii jak zmotywować objawowych zakażonych, którzy nie chcą się testować, brak centralnego rejestru danych dotyczących epidemii. Prof. Gańczak punktuje błędy w walce z epidemią w Polsce. Lista jest długa. Podkreśla wyraźnie, że liczba raportowanych zakażeń jest wierzchołkiem góry lodowej w stosunku do rzeczywistej liczby zakażonych.
– Światowa Organizacja Zdrowia mówi, że dany kraj ma dobrą kontrolę nad epidemią, jeśli do 5 proc. wykonywanych testów daje wyniki dodatnie. U nas obecnie 50-60 proc. wykonywanych testów daje wynik pozytywny. To dowód, że utraciliśmy kontrolę.
– W przypadku chorób zakaźnych raporty dotyczące liczby zakażeń regularnie spływają do Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, który na swojej stronie oficjalnie zamieszcza dane dotyczące, np. zakażeń wirusem różyczki czy odry. Natomiast w stosunku do tej epidemii nie mamy instytucji, która udostępniałaby szczegółowe dane dotyczące sytuacji epidemiologicznej w Polsce, zarówno w odniesieniu do współczynnika reprodukcji wirusa, ale też dziennej i całkowitej liczby zakażeń, wyzdrowień, zgonów, hospitalizacji, wykonanych testów, z podziałem na wiek, płeć, województwo. To kuriozalna sytuacja, by ktoś chcący zanalizować sytuację epidemiologiczną w Polsce, takich danych nie mógł uzyskać w ramach dostępu do informacji publicznej – mówi prof. Gańczak.
Zdaniem epidemiolog trudno uwierzyć w profesjonalizm działań, skoro Ministerstwo Zdrowia szczątkowe dobowe raporty umieszcza w mediach społecznościowych: na Twitterze i Facebooku. Co więcej, okazuje się, że sytuację epidemiologiczną w Polsce najpełniej obrazują dane statystyczne zbierane pro publico bono przez nastolatka.
Alex
Koordynator projektu