Prof. John P.A. Ioannidis: Wszystko wskazuje, że nadmiernie reagujemy na koronawirus

Prof. John P.A. Ioannidis: Wszystko wskazuje, że nadmiernie reagujemy na koronawirus

Obecna choroba koronawirusowa (COVID-19) wywołała pierwszą od stu lat pandemię. Należy mieć jednak na uwadze, że taki stan rzeczy mógł spowodować brak dowodów w sprawie sprzed stu lat.

W czasach gdy wszyscy potrzebują lepszych informacji, począwszy od „producentów chorób” (broni biologicznej) i rządzących, na osobach poddanych kwarantannie lub po prostu dystansowi społecznemu skończywszy, brakuje wiarygodnych dowodów na to, ile osób zostało zakażonych SARS-CoV-2 lub które nadal są chore. Potrzebne są bardziej rzetelne informacje, aby kierować decyzjami i działaniami o kluczowym dla ludzi znaczeniu oraz monitorować ich wpływ na społeczeństwo.

W wielu krajach przyjęto drakońskie środki zaradcze. Jeśli pandemia rozproszy się – sama lub z powodu tych środków – krótkotrwałe ekstremalne dystansowanie społeczne i blokady mogą zostać zniesione. Jak długo jednak takie środki powinny być kontynuowane, jeśli pandemia nie ustępuje na całym świecie? Jak decydenci mogą stwierdzić, czy wprowadzanymi obostrzeniami robią więcej dobra niż krzywdy?

Opracowanie i wyprodukowanie szczepionki lub niedrogiej metody leczenia to proces przewidywany na wiele, wiele miesięcy (a nawet lat), ponieważ muszą one zostać odpowiednio przygotowane i przetestowane. Biorąc pod uwagę takie ramy czasowe, konsekwencje długoterminowych blokad są oczywiście nieznane.

Już teraz wiemy wystarczająco dużo, by podjąć zdecydowane działania przeciwko COVID-19. Dystans społeczny jest dobrym sposobem na ich rozpoczęcie. Dotychczas zebrane dane na temat liczby osób zakażonych i ewolucji epidemii są jednak mało wiarygodne. Mając na uwadze ograniczoną dostępność i liczbę wykonanych do tej pory testów, niektóre zgony i prawdopodobnie ogromna większość infekcji spowodowanych SARS-CoV-2 są pomijane w statystykach. Nie wiemy, czy lekarzom nie uda się wykryć infekcji u trzykrotnie większej liczby pacjentów.

Trzy miesiące po wybuchu epidemii większość krajów, w tym USA, nie ma możliwości przetestowania dużej liczby osób i żaden z nich nie dysponuje wiarygodnymi danymi na temat rozpowszechnienia wirusa w reprezentatywnej losowej próbce ogólnej populacji. Ten nie do końca prawdziwy obraz posiadanych dowodów stwarza ogromną niepewność co do liczby ofiar śmiertelnych z powodu COVID-19. Zgłoszone statystyki śmiertelności przypadków, takie jak oficjalny wskaźnik 3,4% Światowej Organizacji Zdrowia, dają niewłaściwy ogląd i powinny nie mieć większego znaczenia. Pacjenci przebadani pod kątem SARS-CoV-2 to w nieproporcjonalnej większości osoby z poważnymi objawami i złymi wynikami. Ponieważ większość systemów opieki zdrowotnej ma ograniczone możliwości testowania, tendencja selekcyjna może nawet pogorszyć się w najbliższej przyszłości.

Jedynym przypadkiem, kiedy przetestowano całą zamkniętą populację, był statek wycieczkowy Diamond Princess. Jego pasażerowie zostali poddani ponad dwutygodniowej kwarantannie. Wskaźnik śmiertelności wykrytych na okręcie przypadków wyniósł 1,0%, ale była to w dużej mierze starsza populacja, wśród której umieralność z powodu COVID-19 jest znacznie wyższa. Przekładając śmiertelność z Diamond Princess na strukturę wiekową społeczeństwa USA, odsetek zgonów wśród osób zakażonych COVID-19 wyniósłby 0,125%. Ponieważ jednak szacunek ten opiera się na wyjątkowo niedokładnych danych – wśród 700 zainfekowanych pasażerów i załogi zmarło zaledwie siedem osób – rzeczywista śmiertelność może wzrosnąć z pięciokrotnie niższej (0,025%) do pięciokrotnie wyższej (0,625%). Możliwe jest również, że niektórzy zakażeni pasażerowie mogą umrzeć później, a turyści mogą mieć inną częstotliwość chorób przewlekłych – czynnik ryzyka gorszych skutków infekcji SARS-CoV-2 – niż ogólna populacja. Dodając te dodatkowe źródła niepewności, rozsądne szacunki wskaźnika śmiertelności przypadków w ogólnej populacji USA wahają się od 0,05% do 1%.

Prof. John P.A. Ioannidis

Prof. John P.A. Ioannidis

0

Dodaj komentarz