Dwóch pacjentów w Północnej Walii ma pozytywny wynik testu na obecność zabójczego wirusa złapanego za granicą. Chodzi o małpią ospę. Śmiertelność tej choroby jest bardzo wysoka.
Dwóch pacjentów w Północnej Walii otrzymało pozytywny wynik testu na obecność wirusa małpiej ospy. Zarazili się nim za granicą. Wirus powoduje pęcherzową wysypkę skórną, gorączkę i objawy grypopodobne.
Obaj pacjenci pochodzili z tego samego gospodarstwa domowego w północnej Walii. Nie ujawniono jednak żadnych szczegółów dotyczących ich wieku ani płci. Tylko jeden jest nadal leczony w szpitalu.
Pacjenci zostali zarażeni na początku maja. Kwarantannę odbyli tak czy inaczej – ze względu na zasady podróżowania związane z COVID-19. Podróże w innych celach niż służbowe były jednak w tamtym czasie zakazane, więc dostali karę 5 tys. funtów grzywny.
Wirus może rozprzestrzeniać się między ludźmi głównie drogą kropelkową: przez kontakt ze skórą, kaszel i kichanie, a także przez dotyk skażonej odzieży lub pościeli. Przenoszenie się z człowieka na człowieka jest jednak rzadkie, a wirus nie rozprzestrzenia się tak łatwo jak COVID-19.
Minister Zdrowia Wielkiej Brytanii Matt Hancock określił sytuację jako „absolutnie standardową”. Dodał również, że miał do czynienia z „tego rodzaju epidemiami przez cały czas”. Nie podał jednak żadnych szczegółów na temat liczby zarażonych pacjentów. Urzędnicy ds. Zdrowia nie ujawnili również, w którym kraju para złapała wirusa – wiadomo jednak, że małpia ospa występuje głównie w Afryce Środkowej i Zachodniej.
Obecnie mamy do czynienia z epidemią małpiej ospy i przypadkami gruźlicy lekoopornej i to jest absolutnie standard – powiedział Hacock.
Dane WHO ws. tej choroby zaskakują. Według specjalistów organizacji do 10 procent osób, które zachorują na małpią ospę, umrze, a większość zgonów z powodu wirusa występuje w młodszych grupach wiekowych.