Początek tygodnia na rynkach finansowych przypomniał, że pandemia ciągle jest z nami. Mocne spadki na warszawskiej giełdzie w poniedziałek, sięgające w przypadku głównych indeksów 3 proc. i wzrost kursu euro do 4,50 zł to poważny sygnał ostrzegawczy. Rośnie napięcie i coraz poważniej mówi się o drugiej fali koronawirusa.
„Początek tygodnia przyniósł pogłębienie pogorszenia nastrojów inwestycyjnych” – wskazują ekonomiści PKO BP.
– Ryzyka dla wzrostów na giełdach nie były czymś nowym, ale w poniedziałek nałożyło się na siebie za dużo na raz, by inwestorzy byliby w stanie dalej dostrzegać szklankę do połowy pełną – dodaje Konrad Białas, analityk Domu Maklerskiego TMS.
Inwestorzy uznali, że kolejnego lockdownu nie będzie, a skoro tak, statystykami nie trzeba się przejmować. Ta uproszczona wersja rzeczywistości została wczoraj brutalnie zweryfikowana – podkreśla Przemysław Kwiecień, ekspert XTB.
Zwraca uwagę na informacje o nowych ograniczeniach swobody ruchu w części Madrytu i ograniczeniach w godzinach otwarcia restauracji i pubów w Wielkiej Brytanii.
To przypomniało inwestorom, że choć powszechny lockdown jest odległy, pandemia cały czas ma negatywny wpływ na koniunkturę gospodarczą – komentuje Kwiecień.
Kilka statystyk
Warto mieć świadomość, że liczba wszystkich przypadków zakażenia koronawirusem na świecie przekroczyła już 31 mln. Obecnie aktywnych jest około 7,5 mln przypadków. Co gorsza, stale ich przybywa tak jak ofiar. W statystykach światowych odnotowano już 960 tys. zgonów, a w Polsce blisko 2,3 tys.
Przy takich liczbach 3-procentowe spadki na giełdzie na pierwszy rzut oka wyglądają na błahe, ale jeśli przeliczymy to na pieniądze, okaże się, że tylko w poniedziałek z rachunków inwestorów z warszawskiej giełdy zniknęły 23 mld 311 mln zł. O tyle spadła wartość akcji notowanych na GPW.
Matheo
Korespondent