Koronawirus, to nie żarty! Wywiad z Panem Kamilem Wlizło,  ratownikiem medycznym  na temat obecnej sytuacji związanej z koronawirusem.

Koronawirus, to nie żarty! Wywiad z Panem Kamilem Wlizło, ratownikiem medycznym na temat obecnej sytuacji związanej z koronawirusem.

 

 

Paulina Słaby: Dzień dobry Panu. Wiem, że ratownicy to konkretni ludzie, więc i moje pytania do Pana będą bezpośrednie i konkretne. Proszę powiedzieć, czy jako osoba bezpośrednio narażona na kontakt z osobami zakażonymi boi się Pan?

Kamil Wlizło: Dzień dobry. Co tu dużo ukrywać… tak, to prawda jesteśmy zdecydowanymi, konkretnymi ludźmi ratującymi innym życie. Ratując innych, przede wszystkim musimy brać pod uwagę swoje życie i zdrowie. Boję się, bo nastały takie czasy, że ratownik wyjeżdżając na dyżur nie wie, czy z niego wróci do domu, do rodziny.

P. S.: Jak wygląda zabezpieczenie ratownika medycznego przed potencjalnie zarażonym w chwili, gdy dostajecie wezwanie i wyjeżdżacie z bazy?

K. W.: Przede wszystkim, to kiedy dzwoni zgłaszający, dyspozytor przyjmujący wezwanie zbiera bardzo szczegółowy wywiad, w tym także to, czy osoba ma objawy wskazujące na koronawirusa lub czy miał kontakt z zakażonym, więc my (czyli zespół ratowników, ich liczba zależy od rodzaju ambulansu) już przed wyjazdem do tego wezwania mamy kombinezon, gogle, przyłbicę, rękawiczki, a ambulans nie jest w jakiś specjalny sposób zabezpieczony, bo on z reguły jest przygotowany na przyjęcie, przetransportowanie chorego. Ale niestety zabezpieczenie zabezpieczeniem, jednak nie do końca jest to tak, jak powinno być. Często samorządy nie mają pojęcia o tym, co nam ratownikom potrzeba. Ja sam ostatnio poprosiłem  burmistrza miejscowości, w której pracuję o sprzęt zabezpieczający, a dokładniej o maski całotwarzowe, bo te właśnie są lepsze od gogli i przyłbic. Nie powiem, nie było problemu, bo władze samorządowe zaraz zainteresowały się sprawą i zamówiły maski, ale to my sami musimy się o to martwić.

P. S.: Panie Kamilu, media huczą na temat służb medycznych, czyli lekarzy, pielęgniarek, natomiast o Was mówi się bardzo mało. Co jest tego powodem?

K. W.: Nie wiem, dlaczego tak jest. Nie mam czasu zastanawiać się nad tym. Ratuję ludzkie życie i zdrowie, bo to jest dla mnie najważniejsze. Ratownictwo, to nie jest mój zawód, to moja pasja, tym żyję, jest we krwi, w każdym moim oddechu. Boli to, że ludzie nie doceniają naszej pracy, gdzie my często narażamy własne życie i nie wiemy, czy z dyżuru wrócimy do rodziny (pomijam obecną sytuację związaną z koronawirusem). Warto też wspomnieć o tym, że niektórzy wzywają nas, do bzdur – do bólu głowy, kaszlu a nawet ulania niemowlęcia. To niepoważne podejście sprawia, że tam gdzie naprawdę powinniśmy być, nie ma nas. Poza tym brakuje ratowników. To zawód, który nie jest lekki i osoba która decyduje się pracować jako ratownik musi być silna psychicznie i odporna na zdarzenia, w których się znajdzie. To nie tylko przyjazd do wypadku, w którym są czasami ofiary śmiertelne ale też do domów, w których mamy do czynienia z głęboką patologią i agresją ludzi, często pod wpływem alkoholu czy innych środków odurzających. Często podczas wezwań musimy się także bronić przed agresywnymi pacjentami i nie raz ponosimy uszczerbek na zdrowiu.

P. S.: A właśnie, proszę powiedzieć, gdy ambulans przyjeżdża do pacjenta ma na boku określone litery. Co oznaczają symbole znajdujące się na boku ambulansu, bo tych symboli jest kilka.

K. W.: Znajomość tych symboli nie ma znaczenia dla ludzi, raczej sygnał dźwiękowy i ranga ambulansu jest ważniejsza. Wiadomo, korytarz życia o którym niedawno było dość głośno. W końcu to wywalczyliśmy i bez łaski z resztą. To już powinno być od dawna, tym bardziej respektowane przez kierowców. Ale, dla informacji: T – ambulans transportowy z dwoma ratownikami, P – ambulans podstawowy z dwoma lub trzema ratownikami, S – ambulans specjalistyczny z lekarzem i dwoma ratownikami, N – neonatologiczny, w którym jedzie lekarz i dwóch ratowników, B – bariatryczny z jadącymi dwoma ratownikami (w tym ambulansie chodzi o sposób transportowania pacjenta).

P. S.: Pewnie mógłby Pan nam dokładnie opisać, jaki ambulans do jakiego rodzaju wezwań i pacjentów jest przeznaczony, ale to może innym razem, przy okazji innego wywiadu. W tym zatrzymajmy się przy wiadomym wirusie. Słysząc z mediów o testach na koronawirusa, o tym w jaki sposób są wykonywane możemy spotkać się ze sprzecznymi informacjami. Proszę, rozwiać wątpliwości i jasno wytłumaczyć naszym czytelnikom, na czym polega test na koronawirusa.

K. W.: Test na wirusa COVID – 19 polega na pobraniu wymazu z gardła oraz wykonaniu tekstu z krwi. Natomiast w warunkach laboratoryjnych wykonuje się badanie CRP (białko c- reaktywne), którego wyższy poziom wskazuje na stan zapalny występujący w organizmie. Każdy z nas ma w sobie to białko, tylko na optymalnym poziomie, jego wzrost, czyli podwyższony wynik badania informuje o stanie zapalnym, o którym już wspomniałem. 

P. S.: Panie Kamilu, czy na podstawie danych, z którymi jest Pan za pan brat i przyznam że na pewno są one bardziej wiarygodne niż te, które podają media, ile testów na koronawirusa wykonuje się dziennie w Polsce?

K. W.: Podam dane na 3 kwietnia. Obecnie wykonano:

  • 66 938 testów diagnostycznych,
  • 3 149 było próbkami pozytywnymi,
  • 2 158 osób jest hospitalizowanych,
  • 174 997 osób objętych jest kwarantanną,
  • 163 789 osób zgłoszonych do kwarantanny po powrocie do kraju,
  • 44 491 osób przebywa pod nadzorem epidemiologicznym,
  • ponad 5,7 tys. testów wykonuje się w ciągu doby.

Dla porównania u naszych zachodnich sąsiadów, w Niemczech wykonuje się 58 tys. testów dziennie.  Te dane zostawię bez komentarza.

P. S.: Skoro jesteśmy przy liczbach. Czy odkąd wprowadzono obostrzenia, czyli ograniczenia co do wychodzenia z domu, unikania kontaktu z ludźmi wezwań ambulansów było więcej?

K. W.: Akurat w naszym okręgu, a pracuję na terenie województwa zachodniopomorskiego wbrew pozorom, w tym czasie obserwujemy spadek liczby zgłoszeń. Myślę, że ludzie po prostu się boją. Ale kto wie, jak to dalej będzie wyglądać. Nie chodzi tutaj o to, czy częściej czy rzadziej będziemy wyjeżdżać na wezwania, ale to czy ludzie będą się stosować do zaleceń ministra zdrowia. Niedawno będąc w sklepie spożywczym weszła do niego starsza osoba, bez rękawiczek, bez maseczki i wszystkim wszem i wobec oznajmiała, że jej już zostało mniej niż więcej życia, dlatego co tam dla niej koronawirus. Ale czy ta osoba zdaje sobie sprawę z tego, że przechodząc bezobjawowo tego wirusa może bezwiednie zarażać inne osoby. Taka persona może zarazić trzy kolejne, a te trzy następne i  następne. Tym sposobem zarażenie może się drastycznie zwiększać. Podchodząc nieodpowiedzialnie do tego narażamy nie tylko siebie, ale pozostałych ludzi. Dbajmy nie tylko o siebie, ale także o innych.

 

Paulina

0

Paulina

Absolwentka Uniwersytetu im. Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy na Wydziale Filologii Polskiej, UAM w Poznaniu , o specjalności nauczycielskiej, oraz Uniwersytetu Szczecińskiego na kierunku pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna. Związana z Mirosławcem, swoją rodzinną miejscowością, którą traktuje jak swoją „małą ojczyzną”, a także Szczecinem oraz Świnoujściem, w którym w końcu osiadła. Przez ponad dekadę pracowała w oświacie, na wszystkich poziomach kształcenia. Pisarka bajek dla dzieci. Redaktor i korektor tekstów na różnorodne strony internetowe, zgodne z wymaganiami seo. Miłośniczka kinematografii wszelakiej oraz wielbicielka obcowania z naturą. To także żona, mama, wrażliwa na drugiego człowieka, a także przyrodę, dającą ucieczkę od pędzącego świata.

Dodaj komentarz