Małgorzata Rosicka: Kulka

Małgorzata Rosicka: Kulka

Dzieje się to na przedwiośniu. Śnieg leży jeszcze na polach. Zima tego roku nie jest zbyt sroga. Ot, w porywach maksymalnie jakieś minus dziesięć stopni. Drzewa stoją łyse, bez liści, jakby w nich życia nie było. A przecież to nieprawda, choć ktoś kiedyś powiedział, że „drzewa umierają stojąc”. Wróble nieśmiało ćwiczą swe gardła wydając pojedyncze, jakże nieśmiałe jeszcze o tej porze roku dźwięki. Pogoda płata figle zmieniając się jak kameleon. Troszkę słońca, kilka kropel deszczu, zimny przeplatany z ciepłym wiatr i wielorakie kształty chmur na błękitnym często niebie. I ta zmienność temperatur, minus osiem, plus pięć, nie rozumiem jak można tak żyć.

– Ten świat to normalny jest? – spytała sama siebie Kulka prowadząc wewnętrzny monolog.

Nagle, z zamyślenia i zahibernowania umysłu wyrwał ją słyszany w oddali okrzyk radości. Niechętnie skierowała wzrok w stronę wydobywającego się głosu. Podskoczyła bliżej, jak to kule mają w zwyczaju. Nie mają nóg ani dłoni, są idealnie okrągłe, żeby nie powiedzieć „otyłe” i mają w sobie coś takiego, że nie można się przy nich nudzić. Nie potrafią ustać w miejscu ani chwili, wszędzie ich pełno. A jakby tego było mało, bardzo szybko, niczym lotem błyskawicy, przemieszczają się z jednego miejsca na drugie. Ułamek sekundy zajęło naszej bohaterce odnalezienie miejsca, z którego wydobywały się oznaki niczym niepohamowanej radości. Skuliła się w sobie jak mogła najmocniej, żeby usłyszeć co matka ziemia ma jej do zakomunikowania. Kiedy tak nasłuchiwała, usłyszała szuranie z tyłu, za sobą. Próbowała się odwrócić, ale bardzo ciężko jej to szło. Nagle poczuła, że ktoś ją dotyka. Podskoczyła jakby ją prąd poraził. Już, już miała nawrzeszczeć z całych sił na intruza co śmie jej dotykać nieproszony, kiedy poczuła dziwne uczucie jakby ktoś wkładał jej do środka dobrze ciepłe, rozgrzane węgle. Stała tak dłuższą chwilę, jak sparaliżowana, nie mogąc wydobyć z siebie głosu. A obok, cały czas dotykając jej swym ciałem stał nikt inny jak Kwadrat. I to nie byle jaki. Brzegi miał ostre jak brzytwa a boki delikatne jak jedwab i tak zniewalająco pachniał, że gotowa była tu, natychmiast, kiedy nikt nic nie widzi przytulić się do jego boków. Zamiast tego odskoczyła na bezpieczną odległość, zmierzyła go wzrokiem z góry na dół, tak jak się patrzy kiedy ocenia się rasowego ogiera, czy z tego połączenia komórek wyjdą idealnie zmieszane dzieciaki. Kwadrat także stał, patrzył, oceniał kształty, a jednocześnie szukał przysłowiowej „dziury” w całym tym jakże nienormalnie normalnym i tak bardzo idealnym okręgu. Po dłuższej chwili trwających intensywnie poszukiwań, zamknął oczy, zwrócił je ku swemu gorącemu sercu i powiedział, drżącym głosem:

– Cześć, jestem Kwadrat, pewnie już nieraz się spotkaliśmy, ale jak dotąd nigdy jeszcze nie byliśmy tak bardzo blisko siebie.

– Cześć, nazywam się Kulka. To prawda. Widziałam Cię nieraz, mijaliśmy się wiele razy, ale nigdy nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Co tutaj robisz?

– Jestem przejazdem, przyjechałem na kilka dni w rodzinne strony.

– Wow! Naprawdę? Jak dałeś radę to zrobić, kiedy wszystko jest pozamykane i można się przemieszczać praktycznie tylko do sklepu, apteki i do pracy, bo reszta jest pod ścisłą kontrolą?

– Przytul się do mnie bardzo mocno, obejmij mnie delikatnie, żebyś się nie pokaleczyła i obserwuj co się dzieje. Tylko błagam Cię, nie krzycz, nie piszcz i nie śmiej się, bo ściągniesz na nas ogromne niebezpieczeństwo, dobrze?

– Niebezpieczeństwo powiadasz? Hmmm…. No dobrze. – powiedziała cała w skowronkach Kulka. Od dawna marzyła o spotkaniu z tym konkretnym Kwadratem, nie jakimś innym, a dokładnie tym. To do niego nieraz uciekała w marzeniach sennych, które niejednokrotnie kończyły się pobudką z wypiekami na twarzy i przyspieszonym oddechem. Tyle tylko, że teraz miała go na kontakt skóry do skóry, czyli tak blisko, że bliżej już nie można, no chyba że dusza przy duszy. Tego jednak w ogóle nie brała pod uwagę. A może powinna? W końcu przecież coraz częściej spotykała go w swoich snach, które przez ostatnie kilka dni były tak bardzo rzeczywiste, że kiedy się wreszcie budziła, to nie wiedziała, czy łóżko, na którym leży to z jawy czy z rzeczywistości jest. Gdy natłok myśli ogarniał jej coraz bardziej obolałą głowę, zrobiła to, o co prosił. Przytuliła się i nie wydała z siebie żadnego, nawet najmniejszego odgłosu. Od jego zapachu i promieniującego ciepła ciała o mały włos nie zemdlała. On jednak, przeczuwając co się za chwilę wydarzy, objął ją i jeszcze mocniej do siebie przytulił. Nikt nie wiedział, nawet on sam nie miał świadomości co się stanie z nim, z nią i całą resztą nieogarnionego wszechświata kiedy przemówi miłość. Kiedy tak stali objęci wyjął z dłoni mały skrawek materiału, który był delikatny jak pajęcza sieć i przezroczysty jak łza. Jednak kiedy chciało się przez niego przedostać na drugą stronę nie było takiej możliwości, działał jak kokon.

– Co to jest? – spytała z ciekawością dziecka Kulka.

– Pajęczyna niewidka, przezroczysta jak łza. – odpowiedział cicho patrząc cały czas w jej uwodzicielskie oczęta,

– Co chcesz z nią zrobić? – drążyła dalej temat jak na prawdziwą kobietę przystało.

– Owinąć nią Ciebie i siebie i zabrać nas w daleką podróż. Potrzebuję tylko odrobiny Twojego zaufania, ok?

– Tak. W Twoich ramionach od dawna już czuję się bardzo komfortowo.

– Od dawna? Przecież stoimy tutaj zaledwie kilka minut!

– Tak, mam tego świadomość. Chcę też, żebyś wiedział, że od dawna Twoja dusza nawiedza moją w snach.

– Moja dusza? To niemożliwe! Zasypiam i budzę się w tej samej pozycji i w tym samym łóżku, nic się nie zmienia.

– Jesteś tego pewny?

– Hmmm… Ostatnio tak dużo się dzieje w moim życiu, że już niczego nie jestem pewny w stu procentach, a zwłaszcza tego, że od momentu zapadnięcia w sen do porannego otwarcia powiekowych firanek nigdzie się nie przemieszczałem.

– No cóż. Nie pozostaje mi w takim razie nic innego jak tylko zapytać, czy coś bardzo szczególnego i poruszającego wydarzyło się w ciągu ostatnich dwóch tygodni w Twoim życiu.

– Poza naszym dzisiejszym spotkaniem, które, nie ukrywam, wywarło na mnie ogromne pozytywne wrażenie, nic innego równie ujmującego się nie podziało.

– Rozumiem.

Kiedy Kwadrat nałożył na nich trzymaną w dłoni cieniutką jak pielina pajęczą niewidkową sieć nagle wznieśli się do góry i zaczęli przemieszczać się najpierw powoli a potem coraz szybciej i szybciej aż nabrali prędkości samolotu odrzutowego. Lecieli tak kilkanaście minut. W tym czasie okrążyli trzy czwarte globu rozmawiając, śmiejąc się i bawiąc w najlepsze jak dzieci. Poza prędkością nic ich przecież nie ograniczało. No, może tylko pelerynka niewidka, ale to mało istotny w tym konkretnym przypadku szczegół. Gdy już wylądowali, znaleźli się w maleńkiej chatce z bali otoczonej lasem sosnowym, w środku której był kominek opalany drewnem. Na środku salonu stał duży stół z litego drewna mahoniowego z krzesłami. Na ziemi leżała biała skóra niedźwiedzia polarnego. W oknach nie było firanek i stało tylko jedno szerokie łoże małżeńskie z baldachimem. Reszta pomieszczeń była urządzona w ciepłym klimacie i nie odznaczała się niczym szczególnym, może poza faktem, że pomiędzy łazienką a kuchnią zostało wydzielone pomieszczenie na saunę dla dwóch osób i była ona teraz czynna. Po tak męczącej w szybkość podróży nie trzeba było ich specjalnie namawiać, żeby z niej skorzystali. Jedyną rzeczą na jaką musieli bardzo uważać  było to, żeby się nie stopili. W końcu oboje mieli ciała zbudowane z białka szczytowego, które rozpuszcza się pod wpływem ciepła. Kulka omiotła wzrokiem wszystkie pomieszczenia, stanęła przed Kwadratem, spojrzała mu prosto w twarz i zapytała:

– Gdzie będę spać?

– Jak to gdzie? Na łóżku! Zobacz, jakie mamy szerokie, małżeńskie łoże. A Ty mnie pytasz gdzie masz iść spać?

– No pytam, bo nie miałam sposobności, by z Tobą o tym porozmawiać. Nie wiem czy wiesz, może zauważyłeś i nie powiedziałeś, że wiesz, ale ja nigdy nie spałam z mężczyzną. A spanie z nieznajomym mężczyzną w zupełnie obcym miejscu, to jeszcze większa abstrakcja niż lot, który właśnie odbyliśmy pod jak to nazwałeś pajęczyną niewidką czy jakoś tak.

– Zaraz, zaraz, kilka minut temu powiedziałaś, że moja dusza przychodzi do Ciebie w odwiedziny, kiedy Ty smacznie sobie śpisz w najlepsze, a teraz mi mówisz, że nigdy nie spałaś z mężczyzną?! Jak to możliwe?

– No… no tak, Twoja dusza naprawdę mnie nawiedzała kilkakrotnie, ale to były sny a nie rzeczywistość, rozumiesz co chcę powiedzieć, prawda?

– Tak, doskonale rozumiem. W takim razie proszę Cię, jeśli to możliwe, pokaż mi co robiliśmy w tych Twoich snach, kiedy odwiedzała Cię moja dusza. Bo wiesz, ja nie mam takich doświadczeń z Twoją, a ciekaw jestem co nasze dusze robiły razem, niejako bez naszej zgody i wiedzy, poza udziałem naszej świadomości. Oczywiście podkreślam jeszcze raz, żebyśmy się dobrze zrozumieli, że chcę tego doświadczyć z Tobą, bo nigdy wcześniej nic tak ekscytującego nie przeżyłem. I tak sobie myślę, że może właśnie teraz, tu i teraz, jest najlepszy właściwy czas na takie przeżycia. Tylko i wyłącznie wtedy możesz mi pokazać, jeśli jest to całkowicie zgodne z Tobą i nie odczuwasz żadnego, nawet najmniejszego, dyskomfortu z tego powodu.

– Dobrze. Rozumiem. Nie odczuwam żadnego dyskomfortu. A skoro tak, połóż się proszę na łóżku na wznak, zamknij oczy i rozluźnij się… ja zaś jutro, gdy założę czarne „futro” bezszelestnie wślizgnę się pod pierzynkę, znajdę Twoją ciepłą „szynkę”, usta miękkie i wilgotne, polatam z chęcią na „miotle” i już w kilka godzin „po” przytulimy się też do… Diamencikiem go nazwiemy, ostre brzegi mu stępimy, a gdy nie da rady się szklarz mu stępi ostrza te… bo przecież „żyje się raz…” i jeszcze „będzie się działo… i znowu nocy będzie mało…”

– Wiesz, to była najpiękniejsza i najbogatsza w doznania, nie tylko erotyczne, noc w moim życiu. Dziękuję Ci za to, że jesteś. Dziękuję Ci za to, że żyjesz. Zaskoczony jestem bardzo, bo żadna z kobiet, z którymi do tej pory się spotykałem nie dała mi tyle miłości, ciepła, dobroci i otwartości co Ty.

– Miałeś przede mną inne kobiety i nic mi o tym nie powiedziałeś?! O kurczę… przepraszam, emocje wzięły nade mną górę. Dziękuję za Twoje słowa. Tak wiele dla mnie znaczą.

– Kuleczko, kocham Cię mocno, rozumiem emocje, które są w Tobie w tej chwili, dlatego, żeby nie zrobić nikomu z nas krzywdy a już w szczególności naszemu maleńkiemu Diamencikowi, proszę, porozmawiajmy o tym jutro na spokojnie, kiedy choć troszkę odpoczniemy. Teraz naprawdę jesteśmy oboje przemęczeni, nie tylko podróżą, nocnymi igraszkami jak na parę namiętnych kochanków przystało, ale również Twoim rozwiązaniem. Proszę, dajmy sobie wspólnie czas na odpoczynek i powiedz proszę jak mogę o Ciebie zadbać jeszcze bardziej.

– No dobrze Kwadraciku. Cieszę się, że się o mnie troszczysz. Bez Ciebie nie byłoby naszego cudownego Diamencika. Dziękuję Ci za to, co dla nas robisz w każdym aspekcie naszego wspólnego życia, choć trwa ono zaledwie od kilku godzin.

Tego dnia zasnęli błogim, spokojnym i zdrowym snem. Diamencik jak na noworodka przystało nie sprawiał najmniejszych problemów. Pozwolił rodzicom odpocząć i nabrać sił na kolejne dni ich cudownego życia. Jego dusza miała dla nich niespodziankę, o której nikt nie wiedział, nawet sam Diamencik nie miał świadomości tego, co się za chwilę miało wydarzyć, bo zwyczajnie był na to jeszcze zbyt małym chłopcem.

Co się wydarzyło? Diament, kiedy dorósł i stał się dojrzałym mężczyzną bardzo chciał mieć dzieci. Nie jedno, dwoje czy troje jak w normalnej rodzinie, ale dużo, dużo więcej…. jak najwięcej. Początkowo interesował się kobietami, jako nastolatek. Wprawdzie wyglądem niczym nie różnił się od innych chłopaków w podobnym wieku co on, jednak coś mu nie pasowało, coś nie dawało mu spokoju. Nie wiedział co to jest. Szukał informacji wszędzie, gdzie tylko mógł. I nagle, zupełnie przypadkiem dowiedział się, że takie pragnienie posiadania ogromnej ilości dzieci jest zupełnie normalne. Podkreślam, nie dużej a ogromnej. Takie pragnienie ma tylko jeden rodzaj członków społeczności, w której się narodził. To społeczność wirusów. Faktem jest, że nie miał o tym zielonego pojęcia, bo nikt mu o tym nie mówił, ani rodzice ani członkowie dalszej rodziny. Natknął się na te informacje dopiero sięgając do internetowego podziemia. I nie ukrywam, ta informacja była dla niego ogromnym zaskoczeniem. Ale to jeszcze nic. Dowiedział się też, że początkowe zainteresowanie płcią przeciwną w pewnym momencie, z dnia na dzień, wygasa i zmienia się w coś jeszcze bardziej pociągającego i niewiarygodnego zarazem. Otóż, dowiedział się, że żeby mieć dzieci wcale nie potrzebuje do tego kobiety, bo jest samowystarczalny w tym temacie. To co właśnie dotarło do jego świadomości przewartościowało całe jego życie, od relacji z rodzicami poczynając a na relacjach ze wszystkimi innymi ludźmi kończąc. Nie potrafił się w tym nowym dla siebie świecie odnaleźć. To jednak nie przeszkodziło mu w tym, by całkowicie nieświadomie, krok po kroku, realizować plan duszy. Od tego momentu zaczął coraz bardziej interesować się militariami. Rodzice zajęci swoimi sprawami nie dociekali co robi ich syn „po godzinach”. Nie wiedzieli jak bardzo właśnie ten ich brak zwyczajnej, naturalnej ciekawości dziecka, okaże się zgubny nie tylko dla nich, ale dla każdego mniej lub bardziej bliskiego im stworzenia. Kiedy wszystkie światła gasną i życie układa się do snu Diamencik skupia swoją uwagę na skonstruowaniu ładunku wybuchowego niskiego rażenia. Jakiś wewnętrzny głos podpowiada mu, że żeby mógł dalej się rozwijać na każdej płaszczyźnie swego jestestwa, najpierw musi zginąć, umrzeć. Jak? Właśnie wymyślił na to sposób. Nie boi się niczego ani nikogo. Teoretycznie wszystko ma pod kontrolą, a praktycznie? Nie ma zielonego pojęcia do czego doprowadzi operacja, której przeprowadzenie planuje od tygodnia w najdrobniejszych szczegółach. Chce rozsypać się w drobny pył, niewidzialny dla każdego, bo gdzieś wewnętrznie czuje, że to jedyny sposób na to, by mieć jak najwięcej dzieci.

Pewnego pięknego słonecznego poranka, kiedy przyroda budzi się do życia Kulka i Kwadrat wychodzą jak każdego innego dnia do pracy. Diament studiuje i w tym dniu ma zajęcia dużo później niż zwykle. Wszystko ma przygotowane, dopięte na ostatni guzik. Około dziesiątej wychodzi na ulicę. Jest pusta. Nikt go nie zatrzymuje. Pokonuje kilka przecznic spacerem. W plecaku ma całe oprzyrządowanie gotowe do odpalenia. Nikt nie wie, że za kilka minut będzie o nim głośno na całym globie. Dlaczego? Bo właśnie dzisiaj, tu i teraz, rozsypał się w drobny pył i ….odleciał na cztery strony wszechświata. A rodzice? Wrócili do domu, wezwali odpowiednie służby i rozpoczęli poszukiwania. Okazały się ona na tyle żmudne i pracochłonne, że trwają do dnia dzisiejszego. Póki co nikomu i niczemu nie udało się odnaleźć miejsca przebywania ich ukochanego Diamencika. Nikt im nie powiedział, że rozpadł się w drobny pył i lata po wszechświecie tak samo jak Kwadrat z Kulką kiedy byli jeszcze zakochanymi w sobie nastolatkami. Nie wiedzą też, że już trwają poszukiwania wszystkich rozsypanych jego cząstek, ale jak na razie nikomu nie udało się zebrać ich wszystkich w jednym miejscu.

 

Małgorzata Rosicka

Małgorzata Rosicka

 

 

 

 

0

Dodaj komentarz