Profesor Krzysztof Simon, specjalista w dziedzinie chorób zakaźnych i Kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii UMed we Wrocławiu. Lekarz wyraził swoją opinię na temat stosowania amantadyny w leczeniu COVID-19.
Amantadyna zrobiła w ostatnich miesiącach zawrotną karierę, pacjenci wykupują ją z aptek i przyjmują bez konsultacji z lekarzem. Zdarza się, że przemycają chorym do szpitala. Wszystko za sprawą publikacji lekarza z Przemyśla, dra Włodzimierza Bodnara, który twierdzi, że dzięki jej zastosowaniu można wyleczyć COVID-19 w 48 godzin. Jego publikacja wzbudziła wiele kontrowersji.
– Podam przykład z zeszłego tygodnia. Mam czterech pacjentów, powiedzieli, że stosowali amantadynę, jakieś inne leki i antybiotyki. Jeden już umarł, dwóch było na high flow (wysokoprzepływowa terapia tlenowa – przyp. red.) ledwo przeżyli, a jeden czuł się dobrze. Jaki jest wniosek z tych obserwacji? Czy jest jakikolwiek? – pyta retorycznie ekspert.
Profesor dodaje, że jeśli skuteczność amantadyny potwierdzi się w badaniach klinicznych, dopiero wtedy będzie można ją podawać pacjentom.
– Proszę pamiętać, że amantadynę zdyskwalifikowano w leczeniu chorób wirusowych ileś lat temu, ma jedną jednoznacznie negatywną opinię przeprowadzoną przez badaczy w Meksyku, a u nas ktoś mówi, że działa. Na co? Profilaktycznie? Na pierwszym, drugim, czy trzecim etapie, na pacjentów zaintubowanych? To są brednie – twierdzi prof. Simon.
Lekarz dodaje, że konieczne są wiarygodne i obiektywne badania nad lekiem. Na ten moment stanowczo odradza podawanie amantadyny.
– Wtedy ja pierwszy zadzwonię do pomysłodawców z gratulacjami, że mają lek. Na dzień dzisiejszy nie wolno tego robić (…) mam pracę meksykańską, która mówi, że to szkodzi – rozwiewa wątpliwości prof. Simon.